A więc, kim jest Robert Anderson?
Robert Anderson jest pracownikiem Światowej Organizacji Handlu (WTO), którego spotkałem kilka tygodni temu w Bernie. Jak podaje strona internetowa Uniwersytetu w Nottingham, w ramach swoich pracowniczych obowiązków „intensywnie podróżuje on do rozwijających się regoinów świata organizując dla oficjeli danych krajów warsztaty na temat (…) polityki konkurencji”(http://www.nottingham.ac.uk/pprg/people/specialprofessors/robertanderson.aspx). Powiedzieć powyższe to jednak powiedzieć za mało. Pracy Roberta Andersona, poza tym, że w ramach WTO zajmuje się on renegocjacją przez państwa-członków WTO tzw. Umowy o Zamówieniach Publicznych (Government Procurement Agreement), przyświeca również inna, dla ludzi zajmujących się prawem konkurencji niezmiernie fascynująca, idea: Robert Anderson stara się przekonać państwa świata, że naszej planecie niezbędna jest międzynarodowa polityka oraz prawo konkurencji. Mówiąc „międzynarodowe prawo konkurencji” nie mam jednak na myśli proceduralnych reguł dotyczących współpracy między poszczególnymi krajowymi (ewentualnie europejskimi) organami konkurencji ale materialne międzynarodowe normy obejmujące działalność karteli i pozostałe ograniczające konkurencję praktyki światowych koncernów.
Myśl o międzynarodowej uniformizacji prawa konkurencji mającej na celu skuteczniejsze zapobieganie ograniczającym konkurencję praktykom światowych firm w skali globalnej jest zaiste innowacyjna: do tej pory taka uniformizacja nastąpiła jedynie w obrębie Unii Europejskiej. Co zrozumiałe, dla Roberta Andersona to właśnie infrastruktura Światowej Organizacji Handlu byłaby najbardziej odpowiednia dla celów wyżej wspomnianej uniformizacji.
Teraz trochę historii. O dziwo plany globalnej uniformizacji prawa antymonopolowego były bliskie realizacji już w roku 1948, wtedy bowiem podpisano tzw. Kartę Hawańską, który to dokument powoływał do życia tzw. Międzynarodową Organizację Handlu (International Trade Organization). Karta Hawańska nie weszła jednak nigdy w życie, przede wszystkim dlatego, że jej ratyfikacji odmówiły Stany Zjednoczone. Na następczynię Międzynarodowej Organizacji Handlu, Światową Organizację Handlu (WTO) światu przyszło czekać aż do 1995 r. Szkoda, bo już artykuł 46(1) Karty Hawańskiej zawierał, dziś rewolucyjny przepis, nakazujący państwom stronom-Karty we współpracy z niedoszłą Organizacją:
„przedsięwzięcie środków zapobiegających dopuszczaniu się przez przedsiębiorców praktyk biznesowych wpływających na handel międzynarodowy, które ograniczają konkurencję, limitują dostęp do rynku lub wpierają monopole („business practises affecting international trade which restraint competition, limit access to markets, or foster monopolistic control”)”
Mało zatem brakowało, a Robert Anderson musiałby zmienić swoją idee fixe.
Zaraz, zaraz, a co ma piernik do wiatraka zapyta zapewne uważny czytelnik, któremu nieobce są meandra prawa antymonopolowego i światowej liberalizacji handlu w ramach WTO. Przecież umowy międzynarodowe podpisywane przez państwa pod auspicjami WTO służą likwidacji przez publicznych barier w handlu międzynarodowym (barier takich jak np. cła, subsydia i przetargi publiczne, w których uczestniczyć mogą tylko krajowi wykonawcy), natomiast reguły prawa konkurencji dotyczą działalności prywatnych (!) przedsiębiorców (już o tym pisałem – http://powiesczatrzygrosze.com/2012/03/18/lewica-prawo-konkurencji-i-deregulacja-zawodow/ – ale jeszcze raz przypomnę, że dla potrzeb prawa konkurencji państwowe spółki, a nawet niektóre państwowe organy, mogą być adresatami norm prawa antymonopolowego, tyle że w takich wypadkach uwadze organów konkurencji poddana jest działalność państwa w sferze dominium, a nie imperium, a więc państwo traktowane jest jak podmiot prywatny – zupełnie przeciwnie do nakładania ceł, które są typowym przejawem państwowego imperium).
W kolejnym wpisach wyjaśnię, jak reguły konkurencji mają się do liberalizacji światowego handlu i dlaczego skuteczne prawo antymonopolowe jest niezbędne dla realizacji celów WTO.
Pokażę również, że istnieje pewien sektor działalności gospodarczej, gdzie globalna uniformizacja prawa konkurencji już się dokonała, co umknęło uwadze większości światowych (a mniemam, że również polskich) naukowców zajmujących się prawem antymonopolowym. Wszystko dzięki pewnemu, na pozór nieistotnemu porozumieniu zawartemu przez państwa w ramach WTO oraz dzięki intelektualnej śmiałości pewnego niemieckiego profesora.