W internecie znowu wrzenie z powodu patentu jaki amerykański urząd patentowy udzielił Apple na kształt iPada ( polska ekspresja oburzenia pod tym linkiem: http://technologie.gazeta.pl/internet/1,113841,12843825,Apple_opatentowal_prostokat_z_zaokraglonymi_naroznikami.html, natomiast amerykański pierwowzór artykułu tutaj: http://www.theverge.com/2012/11/7/3614506/apple-patents-rectangle-with-rounded-corners).
Pomyślałem, że to dobra okazja, żeby spróbować częściowo stłamsić chaos, jaki zapanował w dyskusji o „wojnach patentowych pomiędzy Apple, a Samsungiem (a pośrednio również Google). Według mnie, żeby pojąć znaczenie tych wojen i z sensem o nich opowiadać należy uprzednio zrozumieć dwie, dość skomplikowane, kwestie polityczno-prawne.
Pierwszą z tych kwestii jest fundamentalna różnica polityczno-prawna pomiędzy patentem (wzorem użytkowym, wzorem przemysłowym), a znakiem towarowym. Krytykując nadmierną ochronę przysługującą znakom towarowym (trademarks), należy mieć świadomość, że ma się na myśli właśnie znaki towarowe. Psiocząc na nadmierną ochronę patentów (patents, design patents) należy myśleć właśnie o patentach, a nie o znakach towarowych.
Drugą kwestią jest niezmiernie wyrafinowana dla prawników relacja i konflikt pomiędzy prawem własności intelektualnej, a prawem konkurencji (wprowadzenie do tematu znajduje się w poniższym wpisie: http://powiesczatrzygrosze.com/tag/monopol-prawny/). W kontekście sporu Apple/Samsung, ten potencjalny konflikt dotyczy ochrony tak zwanych słabych patentów (a takim właśnie patentem, a tak naprawdę „design patent„, który w Polsce zostałby zaklasyfikowany jako wzór użytkowy lub wzór przemysłowy, jest patent na iPada udzielony przez amerykańskie Patent and Trademark Office), i wiązania słabych z silnymi patentami.
Dzisiaj o pierwszym zagadnieniu. Kształt iPada lub kształ iPhonea może być jednocześnie znakiem towarowym (trademark, a dokładniej trade dress, bo tak w USA określa się znak towarowy będący kształtem), jak i wzorem użytkowym (design patent), czyli rodzajem patentu. Czym różni się znak towarowy od patentu? Pomijając liczne prawne subtelności, najważniejsze jest to, że zupełnie inna ideologia leży u podłoża przyznania ochrony znakom towarowym i patentom.
Prawo umożliwia uzyskanie patentów, żeby stymulować innowacje. Opatentowany produkt musi być, na swój sposób, innowacyjną technologią (chociaż stopień tej innowacyjności zależy od tego, czy mówimy o patenie sensu stricte, czy o wzorze użytkowym). Teoretycznie bez zachęty w postaci uzyskania monopolu prawnego, jakim jest patent, firmy i wynalazcy nie będą mieli impulsów do tworzenia innowacyjnych produktów (tyle teoria, bo oczywiście nadmierna ochrona patentowa może tłamsić konkurencję, a tym samym obniżać innowacyjność rynków).
Prawna ochrona znaków towarowych, w przeciwieństwie do patentów nie służy stymulacji innowacji. Uzasadnieniem dla ochrony znaków towarowych jest obniżenie tzw. kosztów poszukiwania konsumentów (consumer search costs) oraz zwiększenie jakości (ale nie innowacyjności) produktów (na marginesie, w świetle empirycznych badań zachowań konsumentów jest to teoria wątpliwa) . Znaki towarowe nie chronią innowacyjnych produktów; znaki towarowe służą firmom do oznaczania swoich produktów. Oznaczeniem tym jest najczęściej słowo, np. „Apple” ale być nim też grafika, dźwięk zapach lub kształt. Teoria uzasadniająca ochronę znaków towarowych jest następująca: jeżeli inne firmy, konkurenci Apple, zaczęliby oznaczać swoje produkty znakami towarowymi używanymi przez Apple, konsumenci, którzy chcieliby kupić produkt Apple ze względu na jego wysoką jakość musieliby zainwestować więcej czasu żeby, wśród morza identycznych znaków towarowych, odnaleźć pożądany produkt wymyślony przez inżynierów Tima Cooka; ponieważ zaś konsumenci często nie byliby w stanie odnaleźć pożądanych przez nich produktów Apple i kupowali produkty konkurentów Apple, Tim Cook i jego udziałowcy straciliby motywację do utrzymania wysokiej jakości swoich cacek (ponieważ konsumenci, którzy kupiliby niższej jakości produkty konkurentów Apple, myśleliby że to Apple obniżył jakoś swojej hipsterskiej elektroniki).
Jak zatem widać, uzasadnienie dla ochrony znaków towarowych nie ma nic wspólnego ze stymulacją innowacji. Stąd uczulam, żeby być świadomym tego, że kiedy oburzamy się na „absurdalny” patent, który nie jest „niczym nowym i niczym innowacyjnym”, podczas, gdy ten „patent” jest w istocie znakiem towarowym, popełniamy metodologiczny błąd. Możemy oburzać się na oczywiste (nieinnowacyjne) patenty, ale nie powinniśmy się oburzać na „oczywiste” znaki towarowe.
Wracając do patentu na iPoda, o którym pisałem wcześniej, to na niego można się, a i owszem, oburzać z powodu jego oczywistości (ponieważ chodzi o wzór użytkowy, który jest rodzajem patentu). Należy jednak mieć na uwadze, że akurat ten patent jest wyjątkowo słaby i Apple zapewne nigdy nie użyje go w sądzie przeciwko swoim konkurentom (więcej o słabości tego akurat patentu: http://www.theverge.com/2012/11/7/3614506/apple-patents-rectangle-with-rounded-corners). Za to w niedawnym, słynnym werdykcie ławy przysięgłych w procesie Apple/Samsung, z sierpnia tego roku (po którym zasądzono od Samsunga na rzecz Apple ponad miliard(!) dolarów, zob: http://www.theverge.com/2012/8/24/3266571/apple-decisively-wins-samsung-trial-what-it-means), przysięgli amerykańscy uznali owszem, że Samsung nielegalnie kopiował kształt iPhone’a (o dziwo już nie kształt iPada), ale ów kształt iPhone’a potraktowany został jako znak towarowy, a nie jako patent. Zatem na wyrok z sierpnia 2012 nie ma się co oburzać, przynajmniej w zakresie w jakim oburzamy się na oczywistość „patentu” (a w istocie znaku towarowego), który przysługiwał Apple w odniesieniu do kształtu iPhone’a.